Powyżej Teatr Słowackiego, w którym miało miejsce kolejne wydarzenie numer 1 tej krakowskiej wiosny, a mianowicie Wesele Wyspiańskiego wyreżyserowane przez słynną Maję Kleczewską. Po tej artystce wszyscy spodziewają się czegoś niezwykłego i choć pewnie nie łatwo sprostać coraz bardziej wymagającej publiczności, 3 godziny bez przerwy wbijają w fotel. Co typowe dla tej reżyserki, niby wszystko toczy się przez jakiś czas normalnie, bez zbytnich emocji, i nagle wybija nas z teatralnej rutyny. Zespół Wesela to sami wspaniali aktorzy, doskonała gra itd., jednak dla mnie przedstawienie robi przede wszystkim Chochoł ( Kaya Kołodziejczyk). Trudno się z chocholego tańca otrząsnąć.
Trudno też na tym Weselu w pełni się weselić, choć publiczność częściowo się nawet przygotowała, ubrana jeśli nie na ludowo, to z ludowymi akcentami. Jednak spektakl pobrzmiewa złowieszczo, nawiązuje do wojny w Ukrainie. Czy znów niczego historia nas nie nauczyła ? Czy nadal będziemy się weselić, gdy tuż obok, dzieją się rzeczy straszne, który być może czyhają i na nas ?
Wspaniały Krzysztof Głuchowski wita swoich widzów przed spektaklem w foyer.
Bardzo podoba mi się ten zwyczaj, ta jego przystępność.
W Krakowie wszyscy oczywiście go uwielbiamy, odmienił Teatr Słowackiego, zaczęto tu grać sztuki wybitne. Publiczność stała za nim murem, gdy poprzednia władza starała się go usunąć.
Rozmawiałam z Dyrektorem krótko przed Weselem o polityce, przed nami znów ważne lokalne wybory.
Dyrektor Głuchowski gra w Weselu Stańczyka, wymiennie z Rafałem Dziwiszem.
Jak już zasiądziecie w teatralnych fotelach, zwróćcie uwagę na kurtynę:
Staraniem Dyr. Krzysztofa Głuchowskiego oraz dzięki środkom przekazanym przez Małopolską Agencję Rozwoju Regionalnego w Teatrze im. J. Słowackiego powstała druga kurtyna oparta na szkicu Stanisława Wyspiańskiego z 1892 roku. Pracami malarskimi kierował Tadeusz Bystrzak, autor m.in. kopii „Pochodni Nerona” Nowa kurtyna Wyspiańskiego będzie używana zamiennie z tą istniejącą od 124 lat – słynną kurtyną autorstwa Henryka Siemiradzkiego.
Mało kto wie, że w 1892 autor „Wesela” stanął też do konkursu na projekt kurtyny w Teatrze, przedłożył wówczas pracę o nazwie „Z moich fantazyj”. Mimo, że konkurs został rozstrzygnięty, wygrali go artyści mało znani, kurtynę ostatecznie zamówiono u Henryka Siemiradzkiego. Obecna dyrekcja chce przypomniała o tym zdarzeniu, dając namacalny dowód na to, jak ważny był ten młodopolski twórca.
Po długich owacjach na stojąco opada jednak na koniec spektaklu jeszcze inna kurtyna:
Jest to Kurtyna Kobiet stworzona przez kobiety: autorką projektu jest Małgorzata Markiewicz, twórczyniami podlaskie tkaczki Bernarda Rość i Lucyna Kędzierska, krakowskie hafciarki ze Stowarzyszenia LUD-Art przy Muzeum Etnograficznym w Krakowie i teatralne krawcowe. Kurtyna Kobiet to niecodzienna forma uczczenia 130 rocznicy powstania Teatru. Znajdą się na niej nazwiska 130 krakowianek, które ze względu na swoją działalność w różnych sferach życia społecznego, patriotycznego i artystycznego zasługują na naszą pamięć. „Kurtyna Kobiet nie będzie zwykłym przedmiotem użytkowym, lecz dziełem niosącym ważny przekaz: widzowie będą mogli podziwiać olbrzymią tkaninę-obraz, wyjątkowe dzieło sztuki współczesnej, opowieść o Kobietach powstałą z osnowy i wątku, milionów splecionych nitek.” Tak się dzieje.
A w teatrze na małej scenie wybitne feministyczne spektakle, o których już pisałam.
Tak więc przybywajcie do Krakowa i koniecznie idźcie do Teatru Słowackiego.
Wyspiański patrzy na nas też z teatralnego okna. ” Wyspiański umiera”, a jednak jest bardziej żywy niż kiedykolwiek. Jeśli nie będzie biletów na stronie, nie zrażajcie się, próbujcie w kasie przed spektaklem. Naprawdę warto tu być.
Wczoraj w Krakowie Niedziela Palmowa, kiermasz, słońce i świąteczna atmosfera:
Wczoraj też przypadała rocznica złożonej przez Tadeusza Kościuszki 24 marca 1794 roku przysięgi ( Insurekcja Kościuszkowska). Przypomina o tym kamienna tablica wykonana z czarnego marmuru, wmurowana w płytę krakowskiego Rynku (strona od ulicy Szewskiej).
Nie lubię kos (ani żadnej innej broni), te w Weselu też mnie przerażają, jednak warto dbać o przeszłość, aby złe rzeczy się nie powtarzały.
Na Rynku, po tej samej stronie, tylko dalej , w kierunku Sławkowskiej inna płyta, na której leżą jeszcze kwiaty:
Oby nikt nie musiał ginąć za prawdę, ani za ojczyznę, ani w ogóle za nic.
Tak to na Krakowskim Rynku, jak w życiu, splatają się rzeczy wesołe i smutne.
Mam nadzieję, że zawsze będzie tu spokojnie i pięknie, jak wczoraj wieczorem.
Kochani, życzę Wam dobrego wiosennego wypoczynku, pięknych Świąt Wielkanocnych.
Załączam ulubionego wiedeńskiego zająca na szczęście, uściski 🙂