Torshavn kulturalnie

Powyżej mój ulubiony obraz z uroczego, nowoczesnego muzeum sztuki współczesnej w Torshavn. Autorem jest Edward Fugla, znany poza Wyspami, który doskonale zaadoptował „Śniadanie na trawie” Maneta.
Muzeum mieści się na końcu małego sympatycznego parku – lasku i dobiegłam do niego zdyszana, gdyż statek dobija w czwartek do portu o 15, a muzeum jest czynne do 16.

Jednak warto było gonić znajomymi już z poprzednich falstartów ścieżkami, poniżej załączam zdjęcia paru prac, które najbardziej mi się podobały, niektóre wręcz mnie zachwyciły. Różnorodność tematów i technik oraz poziom dzieł jest na zaskakującą wysokim poziomie.

Dla artystów na pewno ważnym tematem jest przyroda, widać troskę o jej losy.

Stałym tematem jest też tęsknota za tymi co na morzu, symbolem czekająca kobieta.

Czy nie przeżywamy razem z otaczającym nas światem jakiegoś poczucie uwięzienia ?

Na koniec trochę optymizmu i radości zawartego w tańcu, bardzo ważnego na Wyspach 🙂

W zupełnie innym dniu odwiedziłam też okazały Nordic House, Centrum Kultury Skandynawskiej :

Budynek jest perełką architektoniczną, mieści w środku sale konferencyjne, wystawowe, kawiarnię i kino.
Nowoczesność i nawiązanie do tradycji. A odwiedzających wita taki obraz :

Wszyscy, którzy tu przybywamy, jesteśmy trochę kosmitami. Wyspy Owcze to po prostu Inny Świat.
Pozdrawiam Was z Mojej Bajki 🙂

Torshavn – stolica Wysp Owczych

Mam tyle wrażeń, a kiepsko u mnie z czasem i Internetem. Stoję właśnie w porcie w Torshavn, dzisiaj udało mi się w końcu dotrzeć do muzeum, o tym jednak może kiedy indziej…Dzisiaj wrzucam parę zdjęć z najmniejszej stolicy Europy. „Centrum” znajduje się tuż przy porcie, dwa razy w tygodniu dobijam do tego uroczego miasteczka i nie mogę się nacieszyć cudownymi małymi domkami z trawiastymi dachami.

Wszystko wygląda jak z bajki, Nie jest to jednak skansen, a po prostu najstarsza część miasta, Jednak nawet nowoczesne budynki często utrzymane są w podobnym stylu, doskonale wpasowując się w krajobraz. Mieszkańcy lubią mocne kolory, które kontrastują z surowym otoczeniem. Torshavn pachnie ziołami i trawą, uwielbiam wdychać zapach tego niezwykłego miasteczka.

Zaglądam co tydzień do ulubionych miejsc; kafejek i księgarni 🙂 Problemy świata za szybą. Starszy pan i przebojowa młoda kobieta nie dadzą rady sami uratować tego świata. Czy następne pokolenie będzie jeszcze miało okazję oglądać choćby połowę gatunków obecnie żyjących zwierząt…?

Tu jednak ogólnie mniej cywilizacji. Spokój, cisza,

Nawet polityka zdaje się mieć inne oblicze. Poniżej „Biały dom”, najmniejszy parlament świata 🙂

Jak na port przystało, nie brakuje też fortyfikacji obronnych i latarni morskiej :

Bardzo lubię Torshavn, jest rozczulające. Ma jedną wadę – jest tu drogo. Pisząc do Was, popijam zakupioną po drodze herbatę z moją ulubioną lukrecją, mała paczuszka kosztuje w przeliczeniu ok.60 zł.
Jednak pachnie i smakuje wspaniale 🙂
Następnym razem zabiorę Was do muzeum. Dobiegłam do niego z portu, byłam ostatnią zwiedzającą, specjalnie dla mnie przedłużyli zamknięcie o 15 minut 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie z kajuty, która obecnie jest stabilna, ale mam za sobą przeżycia ekstremalne, Północny Atlantyk daje niekiedy mocno w kość :)))

Wyspy Owcze

Jeżdżę sobie po Wyspach Owczych dwa razy w tygodniu, przypływamy do najmniejszej stolicy Europy, Torshavn, i w zależności od pogody, robimy rozmaite rundy autokarem po głównej wyspie Streymo. Na Wyspach Owczych żyje ok. 53 tys. mieszkańców, z czego ok. 22 tys. w stolicy. Zachwycam się zupełnie innym światem, pustką, spokojem, jaki przynosi przyroda. Urocze domki z trawiastymi dachami i pasące się wszędzie owce to główne cechy tutejszego krajobrazu. Owce są wszędzie, jest ich ok. 70 tysięcy, a więc więcej niż ludzi. Mają tu dobre życie, pasą się na wolności i wydaje się, że to one rządzą wyspami. Niestety, jak wszystkie istoty podporządkowane człowiekowi, kończą dość szybko na talerzu. Przysmakiem narodowym są pieczone w całości ich głowy, mam „okazję” oglądać to danie co tydzień podczas specjalnego wieczoru ” Wiking – event” na statku. Obrzydliwe …? Nie bardziej niż np. pokrojone tyłki innych zwierząt…Zdjęcie „dania” zrobiłam, ale tym razem nie zamieszczę.

Owce tutaj są inne niż nasze, mają piękne, puszyste, miękkie futra, w różnych odcieniach brązu, beżu, bieli i czerni. Odróżnia je też…jakiś szczególny rodzaj spojrzenia, przyglądają się ludziom w jakiś bardzo inteligentny, refleksyjny sposób 🙂 Z Islandii będzie mnie jednak prześladować zupełnie inny rodzaj spojrzenia: tysięcy par zrozpaczonych oczu zwierząt wiezionych na trzech poziomach ciężarówki, z wyraźnym przeczuciem celu podróży.

Poniżej jedna z moich ulubionych zatok, miejscowość Tjornuvik. Lubię wdychać tu morską bryzę i cieszyć się kompletną pustką. Wszystko ma jednak jakąś swoją drugą, ciemną stronę

12 września w podobnej zatoce, w w wiosce Skalabotnur, odbyła się doroczna rzeź delfinów, Grindadragp.. Podczas tego „święta” lokalni rybacy zaganiają łodziami motorowymi zwierzęta do zatoki, po czym zabijają je ostrymi harpunami. W kilka chwil woda zabarwia się na czerwono. Mięso zabitych zwierząt potrzebne było może w IX wieku, od kiedy to zapoczątkowano ten rytuał, do wykarmienia mieszkańców. Jednak jego ilość z obecnego uboju zdecydowanie przewyższa możliwości konsumpcyjne mieszkańców. Wiele zwierząt zginęło więc na darmo. Padł straszny rekord, barbarzyńsko zamordowano prawie 1500 delfinów. Organizacje ekologiczne alarmują, mieszkańcy Wysp są w opiniach podzieleni, przewodnicy mówią o wstydzie. Nie widziałam tej rzezi, ale bezsilność wobec takiego bezmyślnego bestialstwa boli.

W bajkowych domkach, za uroczymi firaneczkami mieszkają różni ludzie, jak wszędzie…

Życie na Wyspach nie jest łatwe, z drugiej strony na pewno prostsze niż gdzie indziej. Jestem tu już drugi miesiąc, pisząc do Was popijam herbatę z lukrecji i myślę, że wiele rzeczy bardzo też polubiłam:) Także ludzi. Nie wszyscy przecież z ochotą mordują delfiny, niektórzy pięknie śpiewają, tańczą i malują.


Jutro wybieram się do Muzeum Sztuki Współczesnej w Torshavn. Mam już za sobą dwa falstarty. Raz wpadłam po drodze w uroczym miejskim lasku w wodny lej ( !) szukając drogi na skróty, a ostatnio dotarłam za późno, muzeum czynne tylko do 16, a mój statek dobija o 15. Jutro startuję jednak znowu znajomą drogą do celu 🙂

Maybe – Land

Powyżej Dettifoss, cudowny, dziki, największy wodospad w Islandii. Odwiedzam go niemal co tydzień, przy ładnej pogodzie pojawia się tęcza, czasem podwójna.
Już dla niego samego warto było tu przyjechać 🙂
Bywa trudno, gdyż Północny Atlantyk daje nam w kość, ale już powoli przyzwyczajam się do choroby morskiej i trzymanie się poręczy nawet przy myciu zębów. Przyroda rekompensuje wszystko. Dzisiaj jeszcze parę fotek z Islandii Północnej, a następnym razem z Wysp Owczych. Czy jednak będzie następny raz nie wiem, jestem zresztą ogólnie w Maybe – Landii 🙂 Może dotrzemy do portu, a może nie, może będzie deszcz, a może mgła, a może wyjdzie na moment słońce. Może dojadą nasi przewodnicy z Reykjaviku, a może nie…Może pojedziemy tu, a może tam…

Na pewno jest tu inaczej, pięknie. Islandia to kraj gejzerów, wodospadów, gorących źródeł. Różnorodność krajobrazów, barw, gry świateł jest oszałamiająca. Mam nieustające wrażenie, że jestem na okładce jakiegoś ruchomego albumu.

Drugą stroną mojego pobytu jest to, co fundują mi turyści. Ich „pomysłowość” i różnorodność „problemów” stanowi równie niezwykłą mieszankę 🙂 Może kiedyś napiszę o tym w końcu książkę, maybe…:)