TRIO w Krakowie

zdj. Agencja QualiTiM

Kto majówkę planuje w Krakowie, niech koniecznie przedłuży ją o jeden dzień i wieczorem 4.05 uda się do pięknego budynku ICE na wspaniały koncert tego niezwykłego TRIO. To wydarzenie nr 1 na początek maja !
TRIO Możdżer Danielsson Fresco zdobywa serca publiczności w całej Polsce, w najbliższych dniach odbędą się koncerty w Katowicach ( 3.05 ), Toruniu i właśnie w Krakowie. Więcej o wydarzeniu i ew. możliwości zakupu biletów https://www.ebilet.pl/muzyka/jazz-blues/mozdzer-danielsson-fresco oraz
https://bilety.qualitim.pl/?display=artists&BNK=18rpv83obicn2ugvlc17qfr2f

„Lars Danielsson to jeden z najlepszych jazzowych kontrabasistów Europy, muzyk niezwykle doświadczony grający z równą swobodą jazz awangardowy jak i tzw. „jazz środka”, mający w swoim dorobku udział w nagraniach muzyki pop, etno oraz nagrania klasyczne. Klasycznie wykształcony basista doskonale rozumie się z polskim wirtuozem fortepianu Leszkiem Możdżerem, który równie swobodnie porusza się po różnych stylach muzycznych i dysponuje bardzo podobną wrażliwością. Trzeci artysta – Zohar Fresco to postać szeroko znana w świecie bębnów ramowych, wirtuoz, wizjoner i nauczyciel mający wielu uczniów i naśladowców” czytam na stronie. Nic dodać nic ująć. Miłośnicy jazzu z pewnością nie odpuszczą takiej okazji.
Ja też już nie mogę się doczekać tej muzycznej uczty, o wrażeniach z pewnością jeszcze napiszę.


A propos muzyki, koneserom muzyki klasycznej polecam ostatnią książkę Murakamiego:

Jest to zapis rozmów pisarza ze słynnym dyrygentem.
Książka nie dla każdego, jednak nawet osobom mniej zorientowanym w temacie może sprawić przyjemność.
Ja czytałam ją miejscami dosłownie jak poezję, uspakajała mnie i cieszyła, choć nie wszystko było dla mnie jasne merytorycznie.
Muzyka, podobnie jak sztuka czy literatura daje ukojenie, uczy wrażliwości oraz zwyczajnie cieszy. Nie zawsze trzeba wszystko świetnie rozumieć, czasem warto poddać się po prostu jej energii.
Nie wiem czemu, wydaje mi się, że Murakami (od lat mieszkający w Londynie) powinien przyjechać do Krakowa, a może już tu był ?


Pogoda w kratkę, ja planuję jednak krótkie wypady pod Kraków i spotkania ze znajomymi.

Życzę Wam pięknego weekendu ze słońcem na niebie i w sercu, udanej majówki !

Wschód słońca

Tak wygląda Wschód słońca wg Nowosielskiego. Malarz króluje w Krakowie, to już trzecia jego wystawa w ostatnim czasie. Prace artysty można było zobaczyć w ASP, w galerii Starmach ( o obu wystawach pisałam), a od ub. piątku jego obrazy należące do MNK można podziwiać w gmachu głównym muzeum. Wszystko z okazji rocznicy stulecia urodzin artysty.

Reklama wystawy i samej rocznicy miała też miejsce w sobotę w Rynku Głównym. Na jednej z kamienic wyświetlano zdjęcia jego obrazów, do tego piękna oprawa muzyczna, całość robiła wrażenie. Akurat wyszłam z Wenzla z miłego spotkania…:

Na wystawie byłam natomiast w czwartek, przy okazji otwarcia konkursu na koncepcję architektoniczną przebudowy dawnego hotelu Cracovia, w którym to gmachu ma się mieścić Muzeum Designu i Architektury oraz Modelowego Centrum Wspierania Przemysłów Kreatywnych. Na tę okoliczność przybył sam minister Gliński, który wcześniej zwiedził przy okazji wystawę prac Nowosielskiego.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, polecam o warunkach przeczytać na stronie www.sarp.krakow.pl

A słońce jak wzeszło w Krakowie wczoraj tak chowa tylko się na krótko; jest cudnie, ciepło i wiosennie.
I dobrze, bo to ważne dla maratończyków, którzy biegają po mieście jak opętani w dzień i w nocy.

Pogoda jest zdecydowanie wyjściowa, ogródkowa, wycieczkowa.
W kinie na wyczekiwanym filmie z Penelope Cruz byłam w ub. weekend kiedy jeszcze było zimno i ponuro.

Film jest naprawdę piękny i ważny, to bardzo osobiste wyznanie samego reżysera. Także cudownie włoski, pełen wspaniałych zdjęć, choć temat trudny a tajemnice włoskiej rodziny złożone.
Penelope Cruz w roli nieco bezradnej, ale szalonej i kochającej matki rewelacyjna.

Okazuje się, że temat LGBT wciąż budzi złe emocje. Zaledwie parę dni po projekcji filmu dociera do mnie wiadomość, że ” PE przyjął rezolucję potępiającą prawo w Ugandzie, która zezwala na kary więzienia za orientację homoseksualną. Przeciw rezolucji było 62 europosłów w tym 23 deputowanych PiS. „
( Tweet – Cezary Paprzycki”)
Nie do wiary. BEZMIAR…

Lato dzisiaj puka do drzwi, choć podobno ma zamiar nie wejść na stałe, tylko się rozgląda.
Ja zazdroszczę nieco znajomym, którzy wczoraj pojechali do Juraty.

Kiedyś, przez wiele lat spędzałam tam co roku półtora miesiąca, przeważnie od połowy maja do końca czerwca, czasem też po sezonie. Jeździliśmy tam dużą grupą przyjaciół wraz dziećmi, wszyscy wspominamy te czasy wspaniale.
Dlatego z wielką przyjemnością przeczytałam wydaną w 2019 roku tę cudowną książkę.
Autorka opowiada o Juracie od początków kurortu w 1928 roku aż do czasów współczesnych. Mogłabym wiele dodać, jak pewnie każdy, kto bywał w Juracie.
Ma ona niezwykły urok, oczywiście poza okresem strasznego, wakacyjnego zgiełku, nie sposób jej nie pokochać.
Moi znajomi mają w Juracie piękny apartament, z którego wschody i zachody słońca nad zatoką są jak najpiękniejsze obrazy świata, zamykam oczy i jestem tam na chwilę…

Tęsknię chyba.
Coś muszę z tym zrobić:)



Pięknego tygodnia 🙂


Wiedeń – miasto zwane miłością

( a także PERŁĄ BAROKU, jak ktoś woli)

Na zdjęciu powyżej – Pałac Schönbrunn.
Po raz drugi spędzałam Wielkanoc w Wiedniu, w najlepszym możliwym towarzystwie, było cudnie, jak zawsze. Odwiedzałam znajome miejsca, odkrywałam nowe. Wiosna zafundowała pogodę dość chłodną, ale bezdeszczową, więc sporo spacerowaliśmy. Cały dzień spędziliśmy m.in. w Lainzer Tiergarten. Jest to rezerwat przyrody o powierzchni 24,50 km² w południowo-zachodniej części Wiednia, z czego 80% pokrywają lasy. Pochodzi z 1561 roku, kiedy Ferdynand I stworzył go jako ogrodzony teren łowiecki dla swojej rodziny. Od 1919 roku jest otwarty dla zwiedzających  Na obszarze 2,5 tys. hektarów żyje na wolności około 1000 dzików, 700 muflonów, 200 danieli, 100 jeleni i saren oraz inne dzikie zwierzęta. Mieliśmy szczęście wiele z nich obserwować, mi.n zające, a więc spełniło się życzenie „dzikich świąt”, jakie dostałam od zaprzyjaźnionej organizacji. Może też dlatego, że nie było w ogóle żadnych turystów, pusto nawet w okolicy przepięknej letniej rezydencji ( nie mylić z Schönbrunn), jaką cesarz wybudował tu dla swojej ukochanej żony Elżbiety, zwanej Sisi.

Innego dnia wybraliśmy się na słynny Kahlenberg. Jest to wzgórze położone na wysokości 484 metrów n.p.m. na terenie Lasu Wiedeńskiego oraz 19 dzielnicy Wiednia. Miejsce to odegrało ważną rolę w XVII w. za sprawą Odsieczy Wiedeńskiej w 1683r. Obecnie jest to sanktuarium Jana III Sobieskiego, który wybawił Wiedeń oraz całą Europę przed groźbą najazdu tureckiego Na wzgórzu mieści się kościół św. Józefa prowadzony przez polskich księży zmartwychwstańców. Wewnątrz znajduje się pomieszczenie upamiętniające polskie zwycięstwo polskiego króla.

W niedzielę wielkanocną całe wzgórze pełne było Polaków, wielu przybyło tu specjalnie na polską mszę.


Zwiedzanie połączyliśmy z pięknym spacerem w dół, do Grinzing wzdłuż ciągnących się kilometrami winnic, dokonaliśmy po drodze świątecznej degustacji 🙂

Grinzing pokochało wiele sławnych osób, krzewinki winogron z ich nazwiskami zdobią część plantacji.

A w samym Wiedniu było jak zawsze pięknie, dostojnie i wietrznie.
Pod Katedrą Św. Szczepana demonstracje antywojenne. Koszmar wojny trwa i wszędzie budzi sprzeciw.

Od wszelkiego stresu można jak zwykle odpocząć w Stadt Park i pójść na koncert do Kursalon.

Nasze dni były też kulinarną wędrówką po różnych knajpkach, tym razem odwiedziliśmy sporo przybytków azjatyckich, mam już tam wiele miejsc bardzo zaprzyjaźnionych. Znam gotującą rodziną Pan Kee, lubię chodzić do Hitomi oraz Ebi, także Ebi Mini. Tak jakoś ostatnio tkwię w tych azjatyckich klimatach, nawet w Wiedniu 🙂 W nawiązaniu do tego odwiedziliśmy więc mały, ale uroczy japoński Ogród Setagaya:

Spacerowaliśmy też po nowoczesnych przedmieściach i tam przypomniałam sobie książkę, którą ostatnio czytałam, bo czułam się trochę jak w Central Parku w NY:

” Jeśli masz poczucie osamotnienia, ta książka jest dla Ciebie” – to zdanie wstępne.
Samotność niekoniecznie wiąże się z obiektywnym brakiem towarzystwa.
Większość z nas doświadczyła jakiegoś rodzaju wyizolowania.
Książka jest doskonała, opisuje jak w tyglu miasta takiego jak NY odnajdywali się ze swoją wrażliwością i odmiennością artyści.
Większość się nie odnajdywała, ale ukojenie dawała im sztuka. Mowa tu o Hopperze, Warholu, Wojnarowiczu i innych.

Wiedeń jest zupełnie inny niż NY, ale na pewno miasta łączy sztuka. Mam na ten temat zaplanowane na przyszły tydzień cudowne spotkanie w Krakowie, ale o tym następnym razem.

Będzie to opowieść o wielkich galeriach i słynnych nazwiskach, a tymczasem spójrzcie, co może być pretekstem wyjazdu – Kiki Kogelnik ma osobną wystawę. To jedna z najważniejszych współczesnych austriackich artystek. Znam jej prace z wielu różnych muzeów, nie byłam jednak nigdy na wystawie zbiorowej i tym razem mi się nie udało, ale wystawa do 23.06, więc jeszcze być może..,
https://events.wien.info/en/14be/kiki-kogelnik-now-is-the-time/

Pretekstem wypadu do Wiednia może być też jednak pyszna kawa, nigdzie nie smakuje mi ona bardziej niż tam.

Tytuł mojego wpisu jest w opozycji do tytułu książki o której wspomniałam.
Wiedeń bowiem nie jest dla mnie miastem kojarzącym mi się z samotnością, tylko na odwrót, to jednak bardzo indywidualne.
Samotność nie jest zresztą czymś złym.
Miłość jest czymś cudownym.


Pięknego tygodnia !:)

Jesteście moi

Jesteście moi to tytuł wystawy Jakuba Juliana Ziółkowskiego w Krakowskim MOCAK-u. Po raz kolejny polecam moje ulubione Muzeum Sztuki Współczesnej. Mieści się w Krakowie na Zabłociu, dzielnicy, która niezwykle intensywnie się rozwija i pięknieje. Adres Lipowa 4 jest wspólna także dla słynnej Fabryki Schindlera, więc warto tu może nawet spędzić cały dzień. Wokół nie brakuje sympatycznych knajpek, to jedna z modniejszych części Krakowa. Wracając do MOCAK-u; nowych wystaw jest tu kilka, byłam na ich otwarciu w piątek, ze wspaniałym wprowadzeniem dyr. Marii Potockiej.
Jakub Ziółkowski jest jednym z ważniejszych i niezwykle twórczych współczesnych artystów; rzeźbi, maluje, tworzy instalacje, eksperymentuje w wielu technikach, inspiruje się sztuką etno, ma do swoich prac podejście filozoficzne. Dużo tu o trzecim oko i refleksji na temat ego. A wszystko dość szalone, ciekawe.


Powyżej jego obraz Sen o życiu . Na wystawie ponad 170 jego prac, warto zobaczyć inne sny.

Jest też jeszcze 4 innych nowych wystaw tematycznych, z II Grupą Krakowską na czele. Artyści do niej należący byli różni w swej twórczości, ale łączyła ich pasja i całkowite poświęcenie się sztuce, choć to słowo może nieadekwatne, oni po prostu bez sztuki nie mogli żyć, była dla nich sensem największym. Maria Potocka wszystkich znała osobiście i dzięki temu na wystawie oprócz reprezentatywnych dzieł artystów, zamieszczone są ich zdjęcia i krótkie wspomnienia o nich, to bardzo piękne ujęcie.
Zobaczymy tu m.in Jerzego Beresia i jego żonę Marię Pinińską Bereś, Tadeusza Brzozowskiego, Tadeusza Kantora, Jerzego Nowosielskiego, Kazimierza Mikulskiego i wielu innych. Mnie bardzo wzruszył osobny pokoik poświęcony Danielowi Mrozowi, który przyjaźnił się z moimi rodzicami.

Był pracowitym geniuszem, rzeczywiście bardzo niedocenionym. Jego grafiki i rysunki możemy zobaczyć w książkach Lema, Mrożka czy Wittlina. Przez lata tworzył też niezapomniane prace dla Przekroju.
Miał nieprawdopodobną fantazję i także wiedzę techniczną oraz biologiczną, tworzył istoty i rzeczy nie z tego świata.
Z drugiej strony poczucie humoru i finezja przydawały się w tematach społecznych.

Był delikatny i wrażliwy, obydwoje z żoną kochali przyrodę i zwierzęta, często zresztą przedstawiał panią Alinę np. jako kocicę.
Moi rodzice za nimi przepadali.
Ja wychowałam się na jego rysunkach.
Po lewej krótkie wspomnienie Marii Potockiej o nim. Ja nie pamiętam żeby przeklinał.
Z anegdot; podobno kiedyś przyszedł z żoną Aliną do moich rodziców i …od razu ułożył się na kanapie do snu, bo był bardzo zmęczony. Widocznie dobrze się u nich czuł, jak domownik.

Mam niewiele jego prac, za to jedną z bardzo miłą dedykacją.

Jestem wielką jego fanką.

Co do hybryd; jest tam to podziwiania cała jego seria. Ja akurat ostatnio byłam w lesie, gdzie trafiłam na niezliczone ilości żab i żabie gody, więc na koniec wersja żabo – tygrysa Daniela Mroza.
Też bym przeklinała, gdybym zobaczyła takiego stwora, choćby we własnej wyobraźni.

Kochani, wkrótce Wielkanoc, ja zamierzam świętować w Najmilszym Towarzystwie i w nietypowym wydaniu, ale o tym ew. po fakcie…

Życzę Wam spokoju i wiosennej nadziei, radości z każdej chwili 🙂