Kobieta i życie

Tydzień minął mi jak zwykle intensywnie. Byłam parę dni w Warszawie, po niemal dwuletniej przerwie. Stolica zachwyca. To brzmi jak hasło propagandowe, ale jest prawdą. Piękne, nowoczesne miasto robi wrażenie. Zwiedzałam Warszawę samodzielnie, z rodziną i nawet licencjonowanym przewodnikiem w języku angielskim. Po raz kolejny odkrywałam stare i nowe urocze zakątki.

Załapałam się na ostatnie dni wystawy… Nowosielskiego I Grupy Krakowskiej na Zamku.

Wspaniała wystawa, choć większość prac znałam, była dla mnie wielką przyjemnością.

Jak i cały ten pobyt. Intensywny i zarazem pełen zatrzymań i wzruszeń.

Wzruszyła mnie zmiana warty, którą nie wiem kiedy oglądałam ostatnio, przypominałam sobie szaloną młodość mającą wątki związane z pobliskim hotelem Sofitel, dawniej słynnym hotelem Victoria, zaglądałam do gablot ze znaleziskami spod wykopów pod odbudowę Pałacu Saskiego, itd., itd. Życie upływa jak szalone, a w nim ja i moje zakręty.
„Kobieta i życie” – to tytuł dawnego popularnego tygodnika, zdobywanego w czasach komuny „spod lady” . To także tytuł spektaklu granego na małej scenie Teatru Słowackiego w Krakowie, na który pobiegłam zaraz po powrocie.

To kolejna świetna feministyczna sztuka. Miejsce kobiety we współczesnym świecie ciągle pełne jest ograniczeń i stereotypów. Niby coś się zmienia, ale nie dość szybko i nie dość pewnie. Jesteśmy ciągle w potrzasku oczekiwań społecznych, niespełnionych marzeń, cielesności, która niekiedy przynosi cierpienie.
Patriarchalny świat nie chce ustąpić pola, jednak myślę, że dużo złego robią kobietom same kobiety. Musimy naprawdę być dla siebie siostrami, aby poczuć siłę. Już to się zresztą udawało.


Przypomniał mi się mural z Warszawy ze słynną „kobietą pracującą”, czyli cudowną Ireną Kwiatkowską z kultowego „Czterdziestolatka”.
Wszystkie jesteśmy trochę taką kobietą, mającą dużo zawodów i misji do spełnienia. Bywamy psycholożkami, kucharkami, sprzątaczkami, logistykami, kierowniczkami, ogrodniczkami i wszystkim innym, co akurat konieczne.
Nie boimy się żadnej pracy, często zresztą nie mamy po prostu wyjścia.
Raz do roku przypada słynny Dzień Kobiet, który obśmiewamy, ale też w którym lubimy dostawać kwiaty.
Ja robię sobie dodatkowy prezent i wyjeżdżam na parę dni do kobiety mojego życia, czyli córki:)



Wczoraj wieczorem brałam udział w promocji ostatniej książki Wojciecha Bonowicza:

Wojciech Bonowicz dużo mówił o trudnych czasach i potrzebach optymistycznego spojrzenia na rzeczywistość. Czy ta książka jest pocieszająca, nie wiem.
Wiem na pewno, że aby osiągnąć spokój i radość z życia, trzeba umieć czerpać siłę z teraźniejszości.
Jeśli naprawę potrzeba nam pocieszenia, to najlepiej liczyć po prostu na siebie, bo nikt nie zna nas tak dobrze jak my sami, więc doskonale wiemy, jak siebie pocieszyć.
Ale może i dziennik też komuś się przyda.



Ja chyba nie liczę na pocieszenia innych, pocieszam się sama, jak mogę.
Jestem kobietą, która lubi życie, po prostu.

Dobrego tygodnia:)

Dodaj komentarz